czwartek, 3 października 2013

Your 5 a day


Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale zdaje mi się, że w Polsce hasło: „Your 5 a day”, co oznacza mniej więcej tyle, co „Twoje 5 porcji warzyw i owoców dziennie”, nie jest aż tak bardzo nagłośnione i popularne. Nie mówię, że jest w ogóle nieznane, po prostu mnie się ono jakoś o uszy i oczy nie obija, kiedy jestem w ojczyźnie, ani też nie obijało, kiedy w niej przez 29 lat z przerwami mieszkałam. Tutaj w Wielkiej Brytanii czuję się bombardowana tym moim „5 a day”… Na każdym opakowaniu produktu zawierającego warzywa lub/i owoce lub też z nich powstałego znajdziemy informację, ile z tych 5 porcji na dzień się w nim znajduje. Cała akcja wydaje się słuszna i warta propagowania, oby tylko nie podejść do niej z charakterystyczną dla niektórych nacji hiperskrupulatnością. Bo to, że trzeba jeść owoce i warzywa, wiemy nie od dziś. Anglicy też to wiedzieli wcześniej, ta wiedza znalazła nawet swoje odbicie w uroczym powiedzeniu: „An apple a day keeps the doctor away„. Tylko, że teraz zdaje się na Zachodzie odkryto złotą proporcję, która mówi, że to 5 porcji właśnie gwarantować nam będzie zdrowie i długie lata życia. Co do tego nie byłabym aż taka pewna. Ale zdaje się, że Brytyjczykom być może potrzebna jest tak zintensyfikowana kampania na temat tego, co należy jeść, ponieważ jako naród umiłowali sobie wszystko to, co jest na czarnej raczej liście produktów, jeśli chodzi o ich dobroczynny wpływ na nasze zdrowie. Hamburgery, frytki tonące w ketchupie, chipsy, smażony na głębokim tłuszczu kurczak za 2 funty – z tym jedzeniem najczęściej widuję na ulicach Londynu młodzież szkolną, taką w wieku gimnazjalnym. Kiedy pytałam dzieciaków, z którymi pracowałam w swojej poprzedniej pracy, jaki jest ich ulubiony posiłek, wszystkie odpowiadały, że kurczak, w domyśle ten właśnie za 2 funty z niezliczonych sieci typu PFC (Perfect Fried Chicken). Myślę, że te 2 funty też robią swoje, bo za sałatkę musimy zapłacić pewnie minimum 4 funty, bo nie wiedzieć czemu, mięso (?) jest tańsze od liści sałaty i warzyw.
Piszę o całej kampanii być może z rezerwą, ale muszę przyznać, że sama chyba uległam jej wpływowi. Ostatnimi czasy łapię się na tym, że zaczynam pod koniec dnia rozmyślać, ile z tych 5 porcji udało mi się skonsumować. Chciałam też wyrazić swoje stanowisko wyraźnie, uważam, że warzywa i owoce są superważnym elementem naszej diety i nie możemy zapominać o ich włączaniu do menu. Wierzę głęboko, że dieta ma znaczący wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie. Ja osobiście staram się ograniczać ilość zjadanego mięsa na rzecz warzyw, nie od zawsze tak było, jednak w ostatnim czasie przyjęłam takie założenie. Uwielbiam owoce i warzywa i jestem przekonana, że można je przyrządzać na nieskończoną ilość sposobów. Piszę o tym również dlatego, że w niedzielę wybieram się na żniwa owocowo-warzywne do Forest Farm Peace Garden, jednego z wielu urbanistycznych ogrodów tutaj w Londynie, który uprawia warzywa i owoce w sposób ekologiczny. Impreza ta nazywa się bardzo ładnie – Dzień Obfitości (Abundance Day). Obiecuję zdać Wam relację i podzielić się swoimi wrażeniami z tego dnia.
A tymczasem, jeśli zafascynowaliście się metodą „Your 5 a day”, podaję linka do przewodnika z listą warzyw i owoców oraz zalecanymi dziennymi porcjami KLIK. Co ciekawe, ziemniak nie wlicza się do tej listy, pamiętajcie ;-)

Zdjęcie pochodzi ze strony http://www.keepcalm-o-matic.co.uk/p/keep-calm-and-eat-your-5-a-day-9/

3 komentarze:

  1. a to z tym ziemniakiem dziwne, bo mimo wszystko, bez omasty, ziemniak jest wartościowy

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdybym chciała być złośliwa, powiedziałabym, że nie dorzucili ziemniaka do listy, bo niektórzy liczyliby sobie jako "Your 5 a day" chipsy i frytki... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. btw w polsce jest teraz szal na te *5 porcji owocow i warzyw* sa w kazdej reklamie i na kazdej etykiecie, zwlaszcza soczkow dla dzieci itp az sie niedobrze robi...

    OdpowiedzUsuń