Od ponad roku mieszkam w kraju, którego jedną z wizytówek i znaków rozpoznawczych jest pierwszy posiłek w ciągu dnia – śniadanie. Chyba każdy mniej więcej wie, jak wygląda tzw. full English breakfast. Wszystko, absolutnie wszystko, jest smażone, nawet świeży pomidor. Pełny zestaw składa się obowiązkowo z: kiełbaski, która różni się od polskiej tym, że jest doprawiana ziołami i bardziej przypomina naszą białą kiełbasę, którą wrzuca się do żurku, boczku w plasterkach, jajka sadzonego, fasolki w słodkawym sosie pomidorowym, pokrojonych pieczarek, hash browns, czyli trójkątnych placków ziemniaczanych, i wspomnianego pomidora. Alternatywne wersje zawierają frytki, jajecznicę lub black pudding, coś w rodzaju naszej kaszanki. Jeszcze raz przypomnę, wszystko to wysmażone. Podają to zwykle z toastem i masłem. Porcja tłuszczu, jaką przyjmujemy podczas śniadania wyczerpuje pewnie nasze miesięczne zapotrzebowanie. Około 900 kcal. Jednak posiłek ten stał się tak popularny, że w hotelach mamy do wyboru zazwyczaj tylko dwa warianty śniadań: kontynentalne (na słodko, czasem dodatkowo z serem i szynką) i właśnie angielskie. Interesujące jest to, że często można słyszeć argument, jakoby kuchnia polska nie była aż tak popularna na świecie ze względu na to, że jest tłusta i ciężka. Pozwolę sobie nie zgodzić się i wysunąć tezę, że chyba jednak czynnik ekonomiczny miał tu większe znaczenie…
Zaczęłam się zastanawiać, jak można byłoby zdefiniować „full Polish breakfast” i czy jest coś takiego, jak jedna sztandarowa wersja śniadania w Polsce. Doszłam do wniosku, że na pewno byłyby to po prostu kanapki: kanapka z szynką, kanapka z serem żółtym, jajkiem na twardo, pasztetem czy chleb posmarowany jakimś smarowidłem twarożkopodobnym z supermarketu, udekorowane pomidorem, ogórkiem lub ketchupem. I nie ma co tu się silić na oryginalność, kanapki są najpopularniejsze. Dla nas podstawą posiłku, jakim jest śniadanie, jest tzw. „chleb i do chleba”, jak mówiła często moja mama, kwitując jedną frazą całą listę zakupów. Do tego pijemy herbatę, Polacy jako chyba jedna z nielicznych nacji piją ją z cytryną lub sokiem i generalnie lubią ją na słodko.
Po dojściu do tych konkluzji zaczęłam robić research na ten temat i odkryłam ze zgrozą, że wyważałam otwarte drzwi, ponieważ przed Euro 2012 ogłoszono w Polsce sondę na temat tego, co Polacy uznaliby za typowe polskie śniadanie. Internauci wybrali 5 wariantów typowego śniadania polskiego:
1. twaróg z nowalijkami, szczypiorkiem i rzodkiewkami podawany z pieczywem;
2. ciepłe drożdżowe bułeczki z masłem, gęstym musem jabłkowym, miodem lub twarożkiem;
3. jajecznica ze szczypiorkiem na maśle;
4. talerz polskich wędlin, w którego skład wchodzą: szynka różowa, szynka biała, pasztetowa oraz kiełbasa wiejska;
5. jajko na miękko od kury zielononóżki kuropatwianej z masłem ubitym z mleka krowy polskiej nizinnej z odrobiną kamiennej soli z Wieliczki.
Chwali się internautom niezwykły zmysł marketingowy, bo wymyślenie takich określeń sprawiłoby trudność nawet specom od reklamy. Zgodzę się z wynikami sondy, nie powiem, aczkolwiek uważam je za zbyt wyrafinowane, a niektóre odpowiedzi za przesadzone. Odpowiedź numer 4 to nic innego jak moje kanapki! Tylko, że z samymi tylko wyrobami mięsnymi. Wariant numer 2, śmiem twierdzić, chyba nie jest często praktykowany. Wariant 5. jest grubo przesadzony, bo nieważne z jakiej kury, ważne, że na miękko, a także Polacy rzadko kiedy oglądają mleko polskiej krowy, nie wspominając już o robieniu z niego masła – wersja zbyt idylliczna, acz ładna. Najbardziej chyba prawdziwa jest odpowiedź: twarożek z rzodkiewką i jajecznica. Mama mojej najlepszej przyjaciółki i moja sąsiadka zarazem miała zwyczaj robić taki twarożek i dawać swojej córci do Krakowa, kiedy ta wyjeżdżała pobierać nauki na uniwersytecie. Pisząc tego posta, zapragnęłam tegoż właśnie i czym prędzej pobiegłam do Tesco, gdzie zakupiłam twaróg półtłusty z Łowicza, polski chleb słonecznikowy, rzodkiewkę, jogurt naturalny i szczypiorek (ostatnie trzy niestety już brytyjskie). Efekt podziwiać możecie na zdjęciu powyżej.
Przerabiając ten temat, nie można nie wspomnieć o przybyłych do nas z Zachodu płatkach, musli i owsiankach, które coraz więcej Polaków zajada na śniadanie. Ale czy to można w ogóle nazwać polskim? Zupy mleczne robiło się u nas na kolację, wierząc, że przed snem trzeba przekąsić coś lekkiego. Ja sama próbuję się zmusić, ale jakoś nie mogę. Lata spędzone pod czujnym okiem mojej mamy, dają o sobie teraz znać. Śniadanie na słodko nie jest tym, na co mam ochotę po przebudzeniu. Czasem jem owsiankę i czasem jem płatki, ale nie jest to mój ulubiony smak o poranku. Nic na to nie poradzę. Uważam, że jajko idealnie pasuje do klimatu poranka i lubię je w każdej odsłonie. Oczywiście wiem, że to wszystko kwestia upodobań, a nie narodowości, dlatego zapraszam do dyskusji na ten temat na Rozmarynowym Blogu.